Czasem słyszę, że jestem wyrodną, okrutną matką. Czasem, że jestem wredna. Znęcam się nad własnymi dziećmi, tresuje ich i w ogóle powinno mi się zabrać dzieci. Tylko dlatego, że moje dzieci zasypiają samodzielnie!
Chciałabym, żeby było jasne – NIE JESTEM POTWOREM. Jeśli ktoś tak uważa, nie chce czytać moich postów – proszę żeby opuścił bloga. Możemy dyskutować, możemy wymieniać się argumentami, ale jeśli w 100% nie zgadzasz się z moim podejściem do wychowania lepiej nie czytaj dalej- będziesz miała koszmary.
Moje dzieci zasypiają samodzielnie!!!
Nie płaczą przy tym (zwykle). Jeśli chcą żebym została w ich pokoju zostaje. Jeśli proszą żebym przyszła – przychodzę. Jeśli coś im dolega, są chore, nie w humorze zostają do puki tego potrzebują. Jestem przy nich – jestem ich matką i zawsze będę.
Przytulam, całuję, mówię o tym że ich kocham, że zobaczymy się rano, i że jeśli coś złego się im przyśni, żeby zawołali albo przyszli do mnie (co niekiedy ma miejsce). Strasznie sobie cenię to, że dzieci zasypiają same. Myślę, że dzięki temu jesteśmy o wiele szczęśliwszą rodziną.
Kiedy już pakowałam się do psychiatryka…
Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, byłam absolutnie „zielona” w tematach dziecięcych. W rodzinie jestem najmłodszą z rodzeństwa, kuzynostwa, etc. Żaden bliski znajomy nie miał dzieci przede mną – nie pamiętałam kiedy wiedziałam z bliska prawdziwe niemowlę. Nie wiedziałam jak się z tym ogarnąć.
Żebyście mieli świadomość na temat mojej ówczesnej wiedzy o dzieciach: kiedyś znajoma poprosiła, żebym popilnowała przez godzinę jej dwóch córeczek (3 lata i 1 rok). Trzylatka uczyła mnie jak przebrać pieluchę młodszej siostrze. Założyłam – byłam z siebie dumna. Pielucha spadła razem z kupą :(. Do czego zmierzam: „nie znałam się na dzieciach”, nie wiedziałam nic więcej poza tym co było na szkole sapania (rodzenia) i co wyczytałam w intrenecie, w poradnikach.
Byłam przekonana, że w posiadaniu dzieci chodzi o to, że rodzice muszą dzielnie znosić WSZYSTKO, bo takie dzieci są, bo wyrosną. Odchodziłam od zmysłów. Mój syn ciągle płakał (nie! Nie przesadzam, kiedy nie spał i nie jadł – płakał). Budził się co chwilę. W nocy równo co 2-3 godziny. Zanim go przebrałam, nakarmiłam zostawało mi 1-2 godziny snu. Byłam wrakiem. Moje małżeństwo było w największym, jak do tej pory kryzysie. Krzyczałam na wszystkich.
Frustracja sięgała zenitu. Był czas, że bałam się o syna, że mu coś zrobię! Nie raz dzwoniłam do męża, żeby szybko wracał do domu bo nie daje rady! To był okropny czas. Nijak podobny do tego z reklam „dzieciowych” produktów.
Któregoś dnia odwiedziliśmy w weekend rodzinę – mają czwórkę dzieci. Kuzynka poleciła mi metodę usypiania dzieci, którą stosuje u siebie. Byłam zszokowana! Nie dlatego, że jest to bezduszne, okropne, pozbawione człowieczeństwa (jak niektórzy twierdzą)! Byłam przekonana, że w każdym domu usypianie wygląda tak samo (mój syn miał wtedy 3 mc) – noszenie na rękach, aż uśnie. A potem umiejętne odłożenie do łóżeczka. Jak się okazało, nie sztuką było uśpić a właśnie odłożyć tak, żeby się nie obudziło.
A tu proszę! Można inaczej.
Czytałam o „książkowych sposobach”, ale postanowiłam zmodyfikować te sposoby i stworzyć coś, co będzie nam odpowiadało. Utulałam dziecko do snu, odkładałam do łóżeczka i zostawiałam, ale nie na 18 lat, tylko np. na 30 s, jeśli płakało (a płakał, bo nie znał innej opcji jak zasypianie na rękach, przy piersi etc.) przychodziłam, przytulałam – uspokajałam i takie spokojne dziecko odkładałam do łóżeczka, zostawiałam na 1 minutę i tak powtarzałam do momentu aż zasną. Przy każdej drzemce powtarzałam ten sam sposób. Mój syn po dwóch tygodniach zasypiał sam pozostawiony w łóżeczku bez grama płaczu!
Nie myśl, że tak jest zawsze. Dziś ma 5 lat i nie raz wymyśla milion sposobów żeby nie iść spać (najpopularniejsze to: mamusiu, przytul mnie, mamusiu siku, mamusiu kupa, mamusiu wody, mamusiu… ). Ale naprawdę odkąd sam zasypia jest mi duuużo łatwiej. Przede wszystkim odkąd zasypia samodzielnie nie ma problemu, że dziecko wybudzi się w nocy i płacze (tylko dlatego, że się wybudziło), odwraca się na bok i zasypia znowu.
Od pierwszych dni życia warto dbać o sen.
Z kolejnym dzieckiem było mi o wiele łatwiej. Bo wiedziałam już pewne rzeczy, nie nauczyłam złych nawyków.
Od początku zasypiał samodzielnie, ale dopiero gdy dziecko miało 4-5 miesięcy zaczęłam zostawiać je świadome same w łóżeczku. Wcześniej np. nosiłam, przytulałam i kiedy czułam, że maluch zaczyna „odlatywać” wkładałam do kołyski, łóżeczka i głaskałam. Dziecko nie płakało, bo nie czuło się pozostawione.
Ja naprawdę uważam, że można dziecko nauczyć zasypiać samodzielnie bez awantur, wrzasków i całej tej traumy (dla dziecka i rodzica). Ja naprawdę uważam, że TRZEBA nauczyć dziecko zasypiać samodzielnie, nie dla siebie i swojego wolnego czasu, ale dla dziecka, bo to właśnie dla dzieci jesteśmy!
Nie mamy problemu uczyć dziecko mycia zębów, ubierania butów, korzystania z toalety. Nie rozpatrujemy tego jako krzywdzenia dziecka. Dlaczego, nie nauczyć dziecka również dobrego, efektywnego snu?!?