integracja sensoryczna

„Moda” na zaburzenia integracji sensorycznej. Zaburzenia SI oczami rodzica

Ostatnimi czasy coraz więcej mówi się o zaburzeniach SI. Rośnie świadomość, wiedza, możliwości diagnostyczne, ilość specjalistów, a co za tym idzie nasze dzieci zyskują szansę na pomoc a nie wykluczenie, łatkę „niegrzecznego” lub „dziwaka” i wieczne narzekania wychowawców. Ale czy nie dopadła nas „moda” na zaburzenia integracji sensorycznej?

O zaburzeniach integracji sensorycznej, o diagnozie, zabawach, wspieraniu napisałam już sporo [o TU!].   „Integracja sensoryczna jest procesem przetwarzania informacji odbieranych przez zmysły z naszego ciała oraz otoczenia, aby wykorzystać je w codziennym życiu. Nieprawidłowości tego procesu to właśnie zaburzenia integracji sensorycznej. Dzieci, cierpiące na takie zaburzenia wymagają specjalnej pomocy, miedzy innymi – terapii integracji sensorycznej.”

Zauważyłam ostatnio dużą ilość wszystkiego, co dotyczy zaburzeń SI. Oczywiście może tak być dlatego, że ten temat mnie dotyczy i bardziej zwracam na to uwagę. Mam jednak wrażenie, że rośnie liczba specjalistów, gabinetów, zabawek, przedszkoli, terapii, zajęć pozaszkolnych, etc. zajmujących się tym zagadnieniem.

Cieszę się, że temat ten jest coraz bardziej znany i liczę, że będzie coraz bardziej rozumiany. Wiele dzieciaków i ich rodziców potrzebuje pomocy. Czasami bardzo duże problemy możemy rozwiązać stosunkowo szybko i sprawnie. Bo gdy poznamy przyczynę i zastosujemy się do kilku wskazówek możemy uniknąć wielu przykrych i trudnych zdarzeń.

I tu nachodzi mnie taka myśl: czy to może być „moda” na zaburzenia integracji sensorycznej?

Czy może fakt, że rodzice są bardziej świadomi powoduje, że coraz więcej dzieci trafia do terapeutów.  A może rzeczywiście coraz więcej dzieci cierpi na różne problemy/ zaburzenia rozwojowe? Tempo życia, ilość bodźców,  technologia połączona z brakiem czasu ze strony rodziców itp.?

Albo chodzi o biznes! Czy to wszystko co ma w nazwie „integracja sensoryczne” lepiej się sprzedaje i jest czysto biznesową odpowiedzią na potrzeby rynku oraz przewrażliwienie rodziców?

Czy obecnie więcej dzieci cierpi na zaburzenia SI?

W tym temacie nie ma wątpliwości – liczba dzieci z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego  stale rośnie.  Obecnie obserwuje się około 15% i więcej dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej. W grupie tej przeważają chłopcy – na 3 chłopców przypada 1 dziewczynka. Dzieci z tego typu problemami były zawsze, ale ze względu na warunki w jakich żyjemy, tempo, liczba cierpiących na zaburzenia integracji sensorycznej stale rośnie. W Stanach Zjednoczonych szacuje się że może być 15 milionów dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej [źródło].

Do tej pory naukowcy nie znaleźli jednoznacznych przyczyn występowania zaburzeń integracji sensorycznej. Wymienia się ich wiele (podobnie jak przy spektrum autyzmu, ADHD).

Głównymi przyczynami występowania zaburzeń SI są: czynniki okołoporodowe (coraz większa przeżywalność wcześniaków, komplikacje porodowe), toksyny (zanieczyszczenie powietrza, wody – ten problem dotyczy każdego z nas), czynniki genetyczne,  i tzw. deprywacja sensoryczna (ograniczenie doświadczeń sensorycznych koniecznych do rozwoju).

Pamiętajmy też o bardzo ważnym czynniku jakim jest nasza (rodziców) wiedza a przede wszystkim wiedza specjalistów. Jeszcze do niedawna nie słyszeliśmy o zaburzeniach SI. Gdy ja byłam dzieckiem, klasyfikacja wyglądała tak: dziwak, głupek, płaczka, rozpieszczona 🙂

W Polsce pierwsze szkolenie terapeutów integracji sensorycznej miało miejsce w 1993 roku. Jest to temat świeży, często nieznany i bagatelizowany.

Czy zwiększyła się świadomość rodziców i  wiedza specjalistów?

Oczywiście! Pojadę sztandarem: za moich czasów 🙂  tego nie było! A tak serio, im więcej czytam, rozmawiam ze specjalistami, z rodzicami tym więcej siebie widzę w zachowaniu syna.

Widzę małą Jolę, która zawsze coś wyleje, zawsze się wywróci, nie potrafi usiedzieć na miejscu, myśli o zielonych migdałach, jest roztrzepana i niegrzeczna a do tego leniwa (to już w szkole).

Nikt nie szukał przyczyny takiego zachowania. Nikt nie zastanawiał się dlaczego taka jestem. Znak czasu.

Dziś, jako Matka wiem więcej niż moi rodzice. I cieszę się z tego, bo wiem, że mogę pomóc synowi, wiem, że mogę znaleźć oparcie w innych rodzicach, wiem, że przy odrobinie szczęścia i ogromie pracy nie będzie przeżywał tego, co ja w dzieciństwie. Łatki, które do mnie przyklejono za dziecka, nadal funkcjonują w mojej głowie, a wspomnienia z dzieciństwa nie zawsze są cukierkowe 🙁

Cieszę się, że nauka idzie do przodu, że wiemy coraz więcej o rozwoju dzieci, że możemy uniknąć błędów wychowawczych poprzednich pokoleń i wreszcie, że możemy zapewnić równe szanse, również tym dzieciom, które na starcie mają trochę ciężej. I co równie ważne, że możemy dać wsparcie innym rodzicom, którzy walczą każdego dnia i popadają w depresje, bo „nie dają sobie rady z dzieckiem.”

Dla mnie diagnoza syna była ogromnym i trudnym wstrząsem ale i powiewem nadziei, że damy radę, że to nie wyrok i że nie jestem najgorszą matką na świecie.

Czy rosnąca liczba dzieci z zaburzeniami SI spowodowana jest tempem i sposobem życia?

Niewątpliwie, współczesny świat jest niebywale bogaty w bodźce. Nigdy wcześniej, nasze układy nerwowe nie musiały przetwarzać takiej ilości bodźców. Nasze dzieci są przebodźcowane od pierwszych dni życia. Interaktywne zabawki, grające, migające karuzele, miliony kolorowych gadżetów przy łóżeczku, wózku. Później nie jest lepiej. Telefony, tablety, telewizor. W szkole hałas, w markecie hałas, na ulicy hałas. Dołóżmy wciąż migające światła, zapachy, odgłosy… i tempo. Zawsze szybko, zawsze jest coś jeszcze do zrobienia. Szybko na zajęcia dodatkowe, odrobić zadanie, do sklepu.

A przecież ilość przyjmowanych i przetwarzanych bodźców jest ograniczona i zależna od indywidualnych cech układu nerwowego. Przemęczony, obciążony i zbombardowany układ nerwowy nie jest w stanie przyjmować, a co gorsza analizować nadmiaru informacji docierających z zewnątrz. Tym samym przebodźcowane dziecko nie rozwija się prawidłowo. Uczy się radzić sobie z nadmiarem wrażeń poprzez biernie ich odbieranie i pozbywanie się ich, nie pozostawiając śladu po tym procesie. Nie zapamiętało tego, co do niego dotarło, nie zrozumiało tego, co odebrało, nie skupiło się na nowych informacjach nawet wtedy, gdy są one obiektywnie bardzo istotne. Nie ma już na to fizycznych możliwości. Na tyle, na ile jego układ nerwowy jest wytrzymały, dziecko broni się przed bodźcami. Na tyle, na ile jest pojemny, dziecko przyswaja, wstępnie przetwarza je i nadal jest w stanie funkcjonować mniej lub bardziej bez szwanku. Jednak, gdy tylko ilość bodźców przekroczy jego możliwości radzenia sobie, dziecko wpada w stan dezintegracji, z którego może być mu bardzo trudno samemu powrócić do równowagi.

Czy współcześni, nadopiekuńczy rodzice „szukają dziecku chorób na siłę”?

W naszym społeczeństwie, jak w każdym przypadku mamy do czynienia z wszelkimi odcieniami tęczy 🙂 Znam osobiście rodziców, którzy nie dopuszczają myśli, że ich dziecko mogłoby potrzebować pomocy terapeuty/ psychologa, ale znam i takich, którzy odwiedzają specjalistów, jakby to było swoiste hobby, a doktor Google diagnozował niczym doktor House każdą chorobę jaką zna świat.

Ja sama byłam rodzicem poszukującym odpowiedzi. Nie tylko w przypadku zaburzeń SI syna. Nie raz słuchałam od lekarzy, że wymyślam, a w głębi duszy czułam, że coś jest nie tak z moim dzieckiem. Tak było w przypadku zaburzeń SI i tak było w przypadku mojej najmłodszej córki, z którą odwiedziłam masę specjalistów i dopiero ostatni wysłał nas na CITO na operacje.

Odebrałam lekcje  i powiem to każdemu: jeśli uważasz, że twoje dziecko potrzebuje specjalisty – idź do specjalisty. Fachowiec będzie wiedział lepiej niż teściowa, babcia, sąsiadka (bez urazy 🙂 ) czy fora internetowe. Wolę odwiedzić specjalistę niż żałować, że tego nie zrobiłam.

Czy gabinety i specjaliści, których jest coraz więcej są odpowiedzią na potrzeby czy czysto biznesową odpowiedzią na popyt?

Jak zawsze i wszędzie trzeba być czujnym i pamiętać, że na tym świecie są ludzie, których jedynym celem jest zarobić. Na rodzicach martwiących się o swoje dzieci zarabia się łatwo. Niestety. I trochę tak jest, że powstał pewien trend.

Kiedyś znalazłam butelkę wody mineralnej, na której było napisane: „bez cukru, bez laktozy, bez glutenu” :)serio? na wodzie mineralnej? Jestem pewna, że znaleźli się tacy, którzy przeczytali i stwierdzili, że to jest woda lepsza od innych i że wartą ją kupić.

Tak teraz mam wrażenie, że żeby coś lepiej sprzedać dopisuje się słowo sensoryczny 🙂

A tak całkiem na serio,  cieszę się, że przedszkola, szkoły, różne instytucje otwierają sie na potrzeby sensoryków.

Gdy ja zaczynałam swoją przygodę z terapią SI nie było tego tak wiele. Dziś w internecie znajdziecie trylion pomysłów na zajęcia w domu, oferta zajęć poza szkolnych mających na celu czysto sensoryczne doznania jest ogromna.  Możecie zwiedzać wystawy przygotowane z myślą o dziecięcych zmysłach. W szkołach są organizowane zajęcia dla uczniów z takimi potrzebami. To wszystko ma pomóc dzieciom i to jest najważniejsze.

Kiedyś usłyszałam, że istnieje teraz moda na zaburzenia integracji sensorycznej tak samo jak kiedyś była moda na dysleksję i ADHD. Nagle „wszystkie dzieci” TO miały. Serio?!? Gratuluję! Gratuluję każdej osobie, która chciałaby mieć w domu np. dyslektyka dlatego, że „wszyscy mają” i że taka jest moda.

 

Tylko rodzice dzieci z zaburzeniami SI wiedzą, że to nie są żarty, że tu nie chodzi tylko o to, że dziecko nie chce założyć jakiś skarpetek, czasem się przewraca, czy nie chce czegoś zjeść. Dopiero gdy masz takie dziecko obok i widzisz, jak ciężko jest jemu i Tobie… dopiero wtedy zrozumiesz, że przed Wami ogrom pracy, nerwów, porażek ale i radości z sukcesów.

W idealnym świecie, dzieci są zdrowe i rozwijają się prawidłowo, a zawsze obecni, dobrze wyedukowani i uważni rodzice zawsze wiedzą co robić. Gdy coś ich niepokoi idą do specjalisty, który ma ogromną wiedzę i zna sie na wszystkich przypadłościach, zawsze trafnie diagnozuje i nigdy nie odstawia fuszerki.

Nie żyjemy jednak w idealnym świecie. To my, rodzice musimy dbać o nasze dzieci i mimo że często nie posiadamy takiej wiedzy, musimy być pediatrami, logopedami, fizjoterapeutami, psychologami, pedagogami… i jeśli tylko zauważymy coś niepokojącego – zwracać się o pomoc do specjalisty, dobrego specjalisty!

PS. Jeśli jesteś rodzicem dziecka z zaburzeniami SI zapraszam Cię do mojej grupy na FB Zaburzenia integracji sensorycznej oczami rodzica – to grupa, na której wymieniamy się spostrzeżeniami, informacjami, patentami ale i otrzymujemy wsparcie od innych rodziców.

0 0 votes
Article Rating
Tags:
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Gosia
Gosia
5 lat temu

Gratuluje ciekawego artykułu, który czyta się jednym tchem.

Joanna
Joanna
5 lat temu

Świetny artykuł

2
0
Would love your thoughts, please comment.x