Dziś znowu o śnie, spaniu i zasypianiu dzieci. Nie mogę przemilczeć pewnej kwestii! Przeczytałam wczoraj artykuł, który bardzo mnie zmartwił, bo mimo że autorka, jako psycholog ma zapewne dużo większą wiedzę teoretyczną ode mnie, to powiem szczerze, że dla mnie ten artykuł był mocno nie rzetelny, a argumenty dobierane do potrzeby obalenia tezy, o niemożliwości nauczenia dziecka samodzielnego zasypiania bez uszczerbku na jego zdrowiu! (link do artykułu na końcu).
Dziwi mnie fakt, że tak bardzo dzieli nas temat snu dziecka, że tak bardzo się spieramy w tej sprawie, i że przeciwnicy nauki samodzielnego zasypiania, przytaczają te najskrajniejsze ze skrajnych przypadków aby potwierdzić, że jest to nie właściwy sposób wychowywania dzieci!
Niech każdy rodzic zajmie się swoim dzieckiem i żyje jak chce, wychowuje, jak serce podpowiada i zamiast zionąć nienawiścią i przykrymi, dla każdej matki tezami zajmie się swym dzieckiem, przytuli, pokołysze, pobawi się.
Po publikacji jednego ze swoich artykułów dot. snu dziecka, przeczytałam sporą dawkę jadu. O śnie maluszków pisałam TU i TU. No bo jak można nazwać komentarze porównujące naukę samodzielnego zasypiania do porzucenia dziecka, czy wręcz do sierocińcowego traktowania własnych dzieci, że płacz dziecka to błaganie o pomoc, a Ty rodzicu wyrodny jesteś najgorszą kanalią, bo przecież nie przytulasz dziecka. No bo przecież wszyscy wiedzą, że nie przytulasz. Na pewno tak jest – inaczej nie byłoby dyskusji. Tak może powiedzieć tylko osoba, która nigdy nie posłuchała, nie przeczytała nawet akapitu, o tym jak taka nauka w rzeczywistości wygląda. Jakby jedynym sposobem, aby dziecko samo zasypiało były powszechnie stosowane tortury.
Każde dziecko jest inne, każda matka, każda sytuacja… nie ma dwóch takich samych domów. Dzieci mają różne charaktery, zwyczaje i nawyki.
Dla przykładu moje Potworki. Starszak zaczął przesypiać całą noc w swoim łóżku ok trzeciego roku życia. Mimo, że był nauczony zasypiać samodzielnie w swoim łóżeczku, budził się równo co 3 godziny na jedzenie (i tak przez pierwsze 1,5 roku). Kiedy przestał jeść w nocy, budził się ok 4 rano i chciał spać z nami w łóżku (ja nie widziałam w tym nic złego, chciałam po prostu spać, a to było jedyne wyjście), potem przychodził już sam, ale nie była to 4 rano, tylko np. 12 w nocy i tak do rana. Po karmieniu, odłożony do łóżeczka zasypiał sam.
Mój najsłodszy Średniaczek, pierwszą przespaną noc zaliczył w trzeciej dobie, gdy wróciliśmy ze szpitala. Zasypiał również sam (od ok 6 mc życia), ok godziny 20 i spał do 5 rano, i ani minuty dłużej. Dopiero teraz, gdy ma prawie trzy lata, jego sen przypomina bardziej ludzki – śpi nawet do 6.30. Pamiętam pierwszą noc po powrocie ze szpitala, nauczona doświadczeniem ze starszakiem, że sam budził się na jedzenie, sądziłam, że tak będzie i z nim. Nic bardziej mylnego. Obudziłam się o 5 rano (z bólu – piersi mało nie eksplodowały), a Wit spał. Byłam przekonana, że coś mu się stało, że całą noc przespał, nasłuchiwałam oddechu, ale on sobie smacznie spał. I tak było zawsze ( taki jest schemat, bo wiadomo, że jak choroba, albo coś innego to bywało i bywa różnie).
Meritum – każde dziecko jest inne. U niektórych wprowadzenie samodzielnego zasypiania jest trudne, a u innych łatwe. Jeszcze krótka dygresja 🙂
Najłatwiej jeśli od początku masz na uwadze to, że dziecko będzie miało zasypiać samodzielnie. U mnie to się świetnie sprawdziło i potwierdziło na najmłodszej. Od pierwszych dni wprowadzałam rytuały, schematy, usypiałam na ręku kołysząc, ale jak tylko poczułam, że mała już prawie zasypia, odkładałam ją do łóżeczka, głaskałam, kołysałam, tak aby cały czas czuła mój dotyk i dotyk kołyski. Jeśli zaczynała płakać, a nawet krzywić się, brałam szybko na ręce i przytulałam, kołysząc jednostajnie. Z miesiąca na miesiąc coraz krócej kołysałam na ręku, wydłużałam czas leżenia w łóżeczku, głaskania, kołysania. Starałam się, żeby nie zasypiała przy piersi. I tak stopniowo, pomału. Pewnego wieczoru, kiedy miała 6 mc, jak zawsze zjadła, jak zawsze pokazałam jej sówkę, która wisi na ścianie, pocałowałam, dla próby położyłam ją również jak zawsze do łóżeczka, pogłaskałam i tym razem wyszłam od razu z pokoju. Stałam pod drzwiami i czekałam, co się stanie. Ona po prostu zasnęła. Od tamtego czasu tak jest.
Ktoś pomyśli: Cudownie! Ktoś inny: Niemożliwe! Pewnie ktoś powie: u mnie to by nie zadziałało! Może i tak, a może nigdy nie próbowałaś, a może nie przygotowałaś dziecka odpowiednio, a może Twój maluch jeszcze nie dorósł do tego/nie jest gotowy?!?
A może, Ty po prostu nie chcesz, aby dziecko zasypiało samodzielnie? To Twoja decyzja.
To była tylko mała dygresja. Nie o tym jednak chciałam. Zobaczyłam ostatnio nagłówek artykułu „długotrwały płacz może spowodować nieodwracalne zmiany w mózgu dziecka.” Myślę sobie super, że ktoś o tym pisze, to ważne, żeby reagować! I w głowie miałam te wszystkie sytuacje, kiedy maluchom dzieje się krzywda, kiedy ktoś je bije, katuje, krzyczy bez opamiętania – tyle przypadków o tym jak zakatowane dziecko trafia do szpitala… myślę też o szpitalach, gdzie maleńkie dzieci pozostawione są same sobie, gdzie nikt ich nie przytula, gdzie co trzy godziny pielęgniarki zmieniają pieluszkę, karmią, dają leki i idą do następnego dziecka… myślę o patologiach, których nie mało, o domach dziecka, o wszystkich krzywdach jakie wyrządza się dzieciom…a tu jednak nie!
Okazuje się, że to zwykli, na pozór normalni i kochający rodzice/opiekunowie są odpowiedzialni za „nieodwracalne zmiany w mózgu dziecka, które w konsekwencji mogą zdeterminować jego funkcjonowanie w późniejszych latach” … Bo nauczyli swoje dzieci spać!
Nie mogłam przejść obojętnie wobec tego artykułu. „Pomimo rosnącej liczby rzetelnych badań potwierdzających pozytywny wpływ bliskościowej relacji na rozwój dziecka, nadal nie brakuje trenerów dzieci. Bardzo popularną metodą jest (…) nauka zasypiania (…). ” Halo! Czy rodzic uczący dziecko spać jest już teraz trenerem dzieci, a nie rodzicem, który wychowuje? Naprawdę uczenie dzieci czegokolwiek jest złe? Czy rodzic nie powinien nauczyć dziecka spać, myć zęby, jeść samodzielnie, mówić dziękuję i sprzątać po sobie? Czy nie można wymagać od dziecka, żeby nie biło innych, żeby było „grzeczne”, czy nie można mieć oczekiwań wobec dziecka??? Czy rodzicom już nic nie wolno?
Miałam nadzieje, że autorka (podpisana: Psycholog, redaktorka, doula i certyfikowana przez CNOL Promotorka Karmienia Piersią. Współorganizatorka oddolnej inicjatywy Lepszy Poród o prawa kobiet w porodzie. Prywatnie mama dwóch chłopców) naprawdę wie co pisze. A po przeczytaniu, mam wrażenie, że na pewno nie wie wiele o uczeniu samodzielnego zasypiania.
W artykule, brakuje rzetelnej informacji na temat zasypiania, ważności snu i ważności samej umiejętności. Brakuje informacji, że metoda Ferbera jest jedną z wielu, chyba najbardziej drastyczną, wcale nie najpopularniejszą metodą, aby nauczyć dziecko spać.
W artykule nie ma informacji, że można nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania bez płaczu z całą ogromną miłością rodzica. Jest natomiast informacja, że „bliskościowa relacja” jest czymś przeciwnym do nauczenia dziecka zasypiania.
Autorka zapomina, że żadna (przynajmniej znana mi) metoda uczenia samodzielnego zasypiania nie mówi, o nauce noworodków samodzielnego zasypiania. Minimalny wiek to 3 mc, dla mnie (moich dzieci), czas kiedy widziałam, że są gotowi to 6 mc. Nie wyobrażam też sobie, aby płaczące dziecko było zostawiane przez matkę, aż się wypłacze (jestem kategoryczną przeciwniczką tej metody!).
Ja naprawdę się zastanawiam, czy są (chociaż na pewno tak jest) lub jak wiele jest tych rodziców, którzy pozwalają się dzieciom wypłakać, zapłakać, aż do utraty sił i zaśnięcia.
No ale właśnie, są różne sposoby, a autorka wzięła na warsztat, te najbardziej drastyczne metody i skutki. I jeszcze jedno, autorka powołuje się na badania naukowe i super, ale gdzie informacja o badaniach (również naukowych) na temat snu, ludzkiej potrzebie snu (dobrego, nieprzerwanego, snu tzw. głębokiego, dzięki któremu regeneruje się mózg, gdzie informacja, o niezbędnym do prawidłowego funkcjonawania mózgu , śnie dzieci?
„Trening zasypiania a mózg dziecka” kolejny fragment, w którym autorka pisze o tym, że „Podczas płaczu w organizmie dziecka zaczyna być wytwarzany kortyzol, czyli tzw. hormon stresu (…)stężenie kortyzolu w jego organizmie może osiągnąć niepokojący poziom. U dzieci poddawanych treningowi zasypiania podwyższony poziom kortyzolu utrzymuje się przez kilka dni!” (i tylko tych, które śpią samodzielnie, bo w żadnym innym przypadku dzieci się nie stresują). A gdzie informacja, że owszem może coś takiego się dziać u dzieci pozostawionych samych sobie, którymi nikt się nie opiekuje, których nikt nie nosi na ręku, z którymi nie nawiązuje się kontaktu wzrokowego, dzieci, których opiekunowie stosują metodę: „niech się wypłacze”.
I jeszcze jedno. Zwrot, w moim odczuciu mocno nacechowany „(…) dzieci poddawanych treningowi zasypiania (…)”, to brzmi niemal jak tresowanych. Ciekawa jestem czy tak samo możemy mówić np. o rozszerzaniu diety: dzieci poddawanych treningowi jedzenia!!!
Dziecko pozostawione samo, aby się wypłakało to nie jest synonim do dzieci zasypiących samodzielnie.
Dlaczego wszystko jest uogólnione, a każde śpiące samodzielnie dziecko jest biedne i ma rodziców potworów?!?
Tak na marginesie. Czy można unikać stresujących dla dziecka sytuacji do ukończenia przezeń 5 roku życia („pierwsze 5 lat życia dziecka to okres krytyczny dla jego późniejszego rozwoju.”)? Dzieci się stresują, ja wiem, dorośli też. Dla człowieka stres jest zły, zawsze powoduje szkody w organizmie, trzeba go unikać, ale nie zawsze się da. Nie zawsze można uniknąć sytuacji stresowej, kiedyś nasze dzieci poczują co to stres i muszą umieć sobie z tym radzić (nie mówię tu, oczywiście o noworodkach, ale o starszych dzieciach).
Czy dzieci, których rodzice pracują, a te zostają z nianią, albo są w żłobku, w przedszkolu się nie stresują, czy dzieci słysząc kłótnię rodziców się nie stresują, czy dzieci będąc w nowym miejscu, poznając nowych ludzi się nie stresuje, czy dzieci, w których domach pojawia się rodzeństwo się nie stresują? I tak można wymieniać do usranej śmierci (przepraszam za kolokwializm). Trzeba uczyć radzić sobie w takich sytuacjach, trzeba być przy dziecku i dla dziecka w takich sytuacjach.
Jeszcze raz podkreślam, bo mam wrażenie, że większość przeciwników uczenia dzieci samodzielnego zasypiania informacja ta jeszcze nie dotarła. Są sposoby, metody, zwyczaje aby dziecko nauczyło się spać samodzielnie, nie powodując przy tym tego wszystkiego o czym pisze autorka. Dziecko może nauczyć się spać samodzielnie płacząc tyle samo, co przy każdej innej czynności, której początkowo nie lubi robić, a jednak rodzice zmuszają i dzieci się do tego z czasem przekonują: ubieranie butów, mycie zębów, przebieranie pieluchy… Można wnioskować, że nie powinniśmy robić niczego wbrew woli naszych dzieci, że zawsze uczenie samodzielnego spania jest złe.
Czy rodzic, który dba o sen dziecka, jest przy nim na każde zawołanie, kocha, przytula, nosi na ręku i nauczył usypiać dziecko samodzielnie jest złym rodzicem? Czy każdy rodzic uczący samodzielnego zasypiania jest POTWOREM? Czy każdy śpiący z dzieckiem rodzic jest RODZICEM ROKU?
Podejdźmy do tego spokojnie, nie krytykujmy siebie nawzajem. Każdy powinien wybrać swój sposób, w którym się odnajduje, który mu odpowiada i który podpowiada mu rodzicielska intuicja.
Link do artykułu http://dziecisawazne.pl/dlugotrwaly-placz/
PS #1 wybaczcie emocje, nie mogłam inaczej !
PS #2 główne zdjęcie przedstawia skrzywdzone dzieci 🙁
Podoba Ci się ten post – daj mi jakoś znać, pozostaw coś po sobie, tak abym wiedziałam, co robię dobrze, a co źle, czego szukasz i czego potrzebujesz.
- polub artykuł
- zostaw komentarz
- polub nas na Facebooku, tam zawsze znajdziesz info o nowych postów
- obserwuj nas na Instagramie – to taki blog od kuchni
Nie nauczyła jej Pani samej zasypiać, tylko ją Pani osobiście uśpiła po czym wyszła z pokoju. Nauka samodzielnego zasypiania dotyczy dzieci, które odkładane przytomne do łóżka mają same zasnąć. Też jej nie uznaję. Pozdrawiam.
Nie! Nauczyłam dzieci samodzielnie zasypiać i tak to wygląda u nas od wielu lat (najstarszy syn ma 6 lat). Nie usypiam dzieci, nie czekam aż zasną. Mamy swój rytuał, potem każde idzie do swojego łóżka/ łóżeczka. Najmłodszą odkładam do łóżeczka w pełni świadomą, a ona sama zasypia, w swoim tempie i w swoim czasie. Jeśli jest jej źle – woła mnie, jeśli wszystko jest ok- zasypia.
pozdrawiam
Wydaje mi się, że nie do końca zrozumiała pani, co jest krytykowane. Nie ma nic złego w tym, że dziecko zasypia i śpi we własnym łóżeczku. Nie ma nic złego w wychodzeniu z pokoju, gdy dziecko zaśnie. Złe jest ignorowanie płaczu, pozostawianie dziecka płaczącego samemu sobie, bo „niech się wypłacze, w końcu się na nauczy, popłacze i przestanie, nie będzie mną gówniarz manipulował”. Osobiście znam rodziców, którzy o określonej godzinie wkładają dziecię do łóżeczka, dają całusa w czółko, gaszą światło i wracają rano. To, że maluch płacze biorą za niecne plany zawładnięcia życiem całej rodziny.
to co jest krytykowane to nie tylko opcja „niech się wypłacze” – bo ja się zgadzam, że jest to jak dla mnie okrucieństwo. Problem polega na tym, że większość osób krytykuje metodę nauki samodzielnego zasypiania, bo uważają, że TYLKO poprzez „wypłakanie się” dziecko może się nauczyć zasypiać samodzielnie. Można nauczyć dziecko zasypiać samodzielnie zapewniając dziecku poczucie bezpieczeństwa i bliskość. „Głównym założeniem jest zakaz brania płaczącego dziecka na ręce i dążenie do tego, by samo się uspokoiło.” uważam to za ogromną nieprawdę- to nie jest jedyny sposób i dlatego m.in. uważam, że artykuł jest nierzetelny, przedstawia półprawdy, a właściwie kłamstwo. Tak… Czytaj więcej »